Horror z happy endem, Iga Świątek obroniła tytuł w Paryżu
Pierwsze mecze Igi Świątek w turnieju pozostawiały niedosyt. To nie był koniecznie jej najlepszy tenis, ale zawsze wystarczający do pokonania rywalki. Polka nie była zagrożona w żadnym meczu, kończyła szybko, nie oddała choćby seta. Marsz po obronę tytułu jak z filmu.
A przecież to ją chcą pokonać wszystkie przeciwniczki. W meczu finałowym trafiła na nierozstawioną Karolinę Muchovą, która do finału doszła sensacyjnie, wykonując tytaniczną pracę zwłaszcza przeciwko Arynie Sabalence. I choć to Polka jest światową jedynką, to w finale Rolanda Garrosa trafiła na zawodniczkę, z którą nigdy nie wygrała i która odprawia faworytki jedna za drugą. Na pięć meczów z zawodniczkami z pierwszej trójki zanotowała pięć zwycięstw.
Gładkie otwarcie i próba powrotu Muchovej
W sobotę przed 15:15 swoim podaniem zaczęła Polka i błyskawicznie wyszła na 40:0, by następnie stracić dwa punkty po widowiskowych zagraniach Czeszki. Maszyna z Raszyna doskonale zna styl Muchovej, a jednak musiała uważać na jej pomysły. Poza pomysłami pretendentka miała niestety również problemy z wejściem w mecz, wyglądała na stremowaną i popełniała błędy, zdobywając łącznie trzy punkty w trzech gemach i ułatwiając Świątek wyjście na 3:0.
Pomimo dużych strat na starcie, Muchova grała konsekwentnie: nie szukała bezpiecznego przedłużania wymian, a odważnych rozwiązań. Efekty przyszły w czwartym gemie, pierwszym wygranym w meczu. Wyregulowała celność, posłała asa i zaczęła skłaniać Polkę do błędów. Dwa kolejne ze strony Świątek dały rywalce break point już w piątym gemie. I choć do przełamania nie doszło, to zawodniczka z Ołomuńca broniła się imponująco, ostatecznie oddając gema obrończyni trofeum po 10 minutach.
Zaczęła się gra na przewagi, zwiastując koniec łatwo wygranych gemów. Muchova zdawała się mieć już odpowiedni rytm i odpowiedni poziom sportowej złości. Chcąc uniknąć stresu na finiszu, Iga musiała wygrać siódmego gema przy swoim podaniu – na 5:2 – i to się udało. Serwis Polki pozostawał jednak przewidywalny, rywalka zresztą czyta grę zbyt dobrze, by łatwo sprzedać skórę. O ile do serwisu można było mieć zastrzeżenia, o tyle return Świątek pozostawał bez zarzutu. Właśnie on dał liderce przełamanie Czeszki do zera i 6:2 na zwieńczenie pierwszego seta.
Kolejny fenomenalny powrót Karo
Pierwszy set skończył się porażką Muchovej po walce, drugi mógł być okazją do powrotu. Zamiast tego w jej grę zaczęło wkradać się coraz więcej błędów. Przy dużej sile i odwadze zawodziła celność, pojawiły się nerwy. Przełamanie w drugim gemie 43. zawodniczka WTA oddała Idze Świątek sama i druga partia rozpoczęła się bliźniaczo do pierwszej: szybkim prowadzeniem Polki 3:0.
W półfinale z Aryną Sabalenką 26-latka z Moraw zdołała dokonać imponującego powrotu i już tylko powtórzenie wyczynu zostało jej po niewiele ponad godzinie gry w sobotę. Liderka rankingu nie miała na koncie żadnego asa, niewiele winnerów, za to prawie nie popełniała też błędów i to dawało jej decydującą przewagę. Gdy wkradły się nerwy w czwartym i piątym gemie, ten atut znikł i Czeszka po raz pierwszy wygrała dwa gemy z rzędu, przełamując Polkę. Zyskawszy pewność siebie pretendentka utrzymała grę na dużej szybkości i wysokim ryzyku, doprowadzając do remisu 3:3.
Temperatura gwałtownie wzrosła, przewaga psychologiczna znalazła się po drugiej stronie kortu i Świątek musiała spróbować zatrzymać przeciwniczkę. Zrobiła to wzorcowo, wygrywając swojego gema do zera, bekhendem posłanym idealnie na linię. Czeszka nie straciła jednak impetu: pewnie wygrała swojego gema, a następnie wyszła na prowadzenie po pierwszym w meczu błędzie podwójnym Igi.
"Karo", jak zaczęły już skandować trybuny, nie udźwignęła jednak ciężaru zamknięcia seta przy swoim podaniu. Ponownie jej błędy dawały punkty Idze, która wróciła do gry na 5:5. Niestety, mając piłkę w ręku ugrała tylko punkt, a Muchova returnem odzyskała szansę na wygranie seta. Dwukrotnie zadrżała jej ręka, ale doszła do pierwszej piłki setowej. Finisz seta był ucztą dla kibiców, a Czeszka skończyła trzeciego setbola przy wiwatach trybun! To pierwsza partia, którą Iga przegrała w Paryżu, z wynikiem 5:7.
Błędy na finiszu zgubiły Muchovą
Start trzeciego seta sprawiał wrażenie, jakby Karolina Muchova wyssała całą energię na korcie. Iga w dwóch gemach nie zaliczyła nawet punktu, a rywalce wychodziło wszystko. Nawet serwis, który kulał na starcie spotkania, był genialny. Udało się złapać kontakt, trzeciego gema Polka wygrała zdecydowanie i złapała oddech, by następnie wypracować przełamanie powrotne.
Pierwsza rakieta WTA odzyskała kontrolę, zaliczyła pierwszego asa i w piątym gemie – do zera – wyszła na prowadzenie. Proporcje w thrillerze wyrównały się, a o kolejnej przewadze Muchovej zdecydował jej kluczowy atut: pomysłowość w doborze środków. Przełamała Polkę po raz drugi w siódmym gemie, za co ta odpłaciła tym samym i przy 4:4 wciąż nie było rozstrzygnięcia.
Choć Karo wypracowała okazję do przełamania, liderka obroniła się i uzyskała prowadzenie 5:4 po punkcie zdobytym serwisem. Ciężar psychologiczny znów spadł na stronę Czeszki. Nie dźwignęła. Pomimo punktu zdobytego zagrywką trzykrotnie wyrzuciła piłkę na aut, a mecz zakończył jej błąd podwójny. Szkoda, koniec niegodny wyjątkowego widowiska, jakie zafundowała Czeszka w Paryżu.