Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Jak Iga Świątek obroniła Paryż: Skupienie i walka do końca, niezależnie od wyniku

Michał Karaś / Tomáš Rambousek
Jak Iga Świątek obroniła Paryż: Skupienie i walka do końca, niezależnie od wyniku
Jak Iga Świątek obroniła Paryż: Skupienie i walka do końca, niezależnie od wynikuAFP
Trzecie trofeum w turnieju Rolanda Garrosa tuż po 22. urodzinach to wyczyn historyczny. Jednak Iga Świątek sama przyznała, że nie spodziewała się piłki meczowej na swoją korzyść pod koniec meczu finałowego. O sukcesie zdecydowało zachowanie skupienia w kluczowych momentach.

Królowa Paryża jest tylko jedna i dzięki niej od soboty coraz większą karierę robi przeinaczenie "Poland Garros", odkąd polska flaga po raz trzeci załopotała nad kortem Philippe’a Chatriera. A przecież w połowie maja wszyscy kibice Igi Świątek drżeli o jej kondycję po kontuzji. Gdy pisała "bilety do Paryża rezerwujemy" po ćwierćfinałowym kreczu przeciwko Rybakinie w Rzymie, reakcją był ostrożny optymizm. Utrzymał się zresztą przez większość paryskiego turnieju, który Polka rozgrywała bardzo poprawnie, choć bez fajerwerków.

Patrząc wstecz można potwierdzić, że grała pragmatycznie, trzymając poziom zapewniający wygraną w każdym meczu. Dopiero w finale napotkała rywalkę, która była o włos od pokonania faworytki. Dla Świątek sobotni mecz był drugim z rzędu o najwyższe trofeum w Paryżu, dla Karoliny Muchovej pierwszym w karierze. Czeszka – zwłaszcza odesłaniem do domu Sabalenki w półfinale – sprawiła ogromną niespodziankę wielu obserwatorom, jednak nie polskiej tenisistce. Może nie mają bogatej historii pojedynków, ale znają się dobrze ze wspólnych treningów i liderka rankingu WTA komplementowała grę rywalki nie raz.

Muchova jako pierwsza w Paryżu zdołała wygrać seta przeciwko Świątek i w trzeciej partii wyglądało nawet na to, że ma faworytkę na widelcu. Opanowanej na co dzień Polce rzadko puszczają nerwy, a w finale było je widać bardzo dobrze. Odzyskała jednak równowagę i przeniosła ciężar psychologiczny na swoją vis-à-vis.

Choć wielu czekało na pojedynek pierwszej i drugiej zawodniczki WTA w ostatnim meczu, to awans Czeszki okazał się jeszcze ciekawszym rozwiązaniem. Jej odważna i bezkompromisowa gra zdobyła serca widowni, a ilekroć wymuszała błędy na Świątek, uznanie tylko rosło. Dla wielu to był klasyczny pojedynek Dawida z Goliatem i pokonanie faworytki byłoby wartością samą w sobie.

Nie można jednak Czeszki sprowadzić do roli słabszej, w finale spotkały się dwie godne siebie rywalki. "Członkowie mojego zespołu są świadkami: od pierwszego naszego meczu mówiłam, że będziemy grać zacięte spotkania, będziemy grać w finałach. Uderzyła mnie twoja różnorodność na korcie i mam nadzieję, że jeszcze wiele finałów przed nami" – podkreślała Świątek do rywalki podczas dekoracji.

Kluczowe momenty

Po szorstkich wygranych w pierwszych rundach nie wszyscy byli pewni formy Świątek po majowej kontuzji. Wyjątkowo gładka wygrana z Xinyu Wang i nieoczekiwany krecz Łesi Curenko w 1/8 finału mogły uśpić czujność kibiców, budując wysokie oczekiwania. W końcu seria sześciu wygranych i 10:0 w setach mogą robić wrażenie. Dopiero w półfinale i finale dominacja faworytki została zakwestionowana.

Świątek – Gauff 6:4, 6:2

Pierwszy pojedynek z rywalką z czołówki (a z finału Rolanda Garrosa sprzed roku!) nie postawił poprzeczki najwyżej, choć w każdym z dwóch setów Coco przynajmniej raz próbowała podważyć przewagę faworytki. W pierwszej partii zdołała przy drugiej okazji przełamać Polkę i wyrównać stan rywalizacji. W drugiej miała trzy break pointy na uzyskanie przewagi, a Świątek po ich obronie skorzystała z pierwszej wywalczonej okazji do przełamania i nie oddała uzyskanego prowadzenia do końca seta.

Świątek – Haddad Maia 6:2, 7:6(7)

Przełamana w pierwszym gemie Iga zdołała natychmiast odrobić stratę, rozumiejąc sygnał wysłany przez rywalkę. Wygrana czterema gemami w pierwszym secie może być myląca – pojedynek nie należał do łatwych. Potwierdziła to druga partia, w której Brazylijka jako pierwsza w turnieju miała zdecydowane prowadzenie i szansę na urwanie seta obrończyni trofeum w Paryżu. Z sześciu break pointów zdołała wykorzystać tylko jeden, a i tak dopiero po zaciętym tie-breaku Świątek zapewniła sobie wygraną i awans.

Świątek – Muchowa 6:2, 5:7, 6:4

Nerwowy początek Karoliny Muchovej pozwolił szybko wygrać pierwszego seta i trzy gemy drugiego. Czeszka pokazała jednak charakter i z 0:3 pewnie wyszła na 3:3. W sześciu kolejnych gemach tylko raz pozwoliła Świątek wygrać i na finiszu seta przewaga była po jej stronie. Fantastyczny kolejnych return obu zawodniczek doprowadził do wzajemnych przełamań i thrillera w końcówce. W ostatnim secie 26-latka z Ołomuńca dwukrotnie wychodziła na prowadzenie i tylko na ostatniej prostej rakieta stała się ciężka od presji, pozwalając Świątek wygrać 6:4.

Kluczowe liczby

4

Tyle wygranych turniejów wielkoszlemowych ma Iga Świątek po sobotnim finale. Tyle też razy w Paryżu wygrała w stosunku 6:0. To pozwoliło jej zachować sporo energii na ostatni mecz, przed którym spędziła na korcie niecałe siedem godzin, o połowę mniej czasu od swojej rywalki.

23

Dokładnie tyle gemów z rzędu wygrała Polka w trzech meczach (z Liu, Wang i Curenko) zanim ostatnia z rywalek zdołała przełamać serię. Z jednej strony taki wynik imponuje, ale – jak przyznała Świątek po meczu z Wang – gładkie wygrane mogą też usypiać czujność.

82

Dokładnie tyle winnerów posłały rywalki Igi Świątek w całym turnieju. Z tej puli aż 30 zaliczyła Karolina Muchova w ostatnim meczu. W pierwszych sześciu meczach Polka posyłała rywalkom średnio tylko osiem takich piłek na mecz, a w finale dominacja Muchovej w ataku była trudna do podważenia. Co jednocześnie podkreśla, jak dobrze Polka broni, że mimo to potrafi wygrać cały turniej.

#4 Surreal

Trudno o piękniejszy prezent na 22. urodziny niż dołożenie do kolekcji trofeów czwartego Wielkiego Szlema. A że z czterech aż trzy tytuły pochodzą z Paryża, to tylko potwierdzenie szczególnej relacji Igi Świątek z tym miastem i turniejem. Jak przyznała podczas dekoracji, właśnie w stolicy Francji czuje się najlepiej, kocha tamtejszą publiczność i niezależnie od wyniku każdy przyjazd na Rolanda Garrosa to coś szczególnego.

Gdy podpisywała na kamerze "#4 Surreal. Thank you Paris" widać było, jak schodzi z niej napięcie. Sama przyznała po finale, że nie spodziewała się piłki meczowej na swoją korzyść. Na tym etapie chciała po prostu grać swoje, bez pewności wyniku.

Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen