Iga Świątek jest już w połowie drogi po drugie w karierze Sunshine Double
Do elitarnego grona tworzącego Sunshine Double Club 22-letnia Polka dołączyła – jako najmłodsza w historii – w 2022 roku. Wtedy po raz pierwszy w ciągu niespełna miesiąca okazała się niepokonana zarówno w Indian Wells, jak i w Miami. Wcześniej taka seria zwycięstw była dziełem jedynie słynnej Graf oraz Belgijki Kim Clijsters w 2005 roku i Białorusinki Wiktorii Azarenki w 2016.
Graf w 1994 roku jak burza przeszła Indian Wells, choć impreza nie miała wówczas takiej rangi jak obecnie i grały w niej tylko 32 tenisistki. W Miami też poszło jej dość gładko, choć w finale dopiero w trzech setach uporała się z Nataszą Zwieriewą. Wtedy jednak jej dominacja w światowym tenisie była bezsprzeczna i do pokonania większości rywalek nie potrzebowała więcej niż godziny.
"Przez te trzy tygodnie byłam bardzo pewna siebie i praktycznie nie odczuwałam zmęczenia" – przyznała po tym, jak wyśrubowała liczbę kolejnych wygranych meczów do 32.
Dwa lata później zawody w Kalifornii miały już wyższą rangę, z drabinką – jak obecnie – na 96 miejsc, ale zacięty opór Graf dopiero w finale stawiła Conchita Martinez, ulegając jednak w dwóch tie-breakch. Za to w Miami żadna rywalka nie zdołała jej urwać seta.
Świątek podczas zmagań w Kalifornii była pytana, o dowolną tenisistkę, z którą chciałaby zjeść kolację i porozmawiać, wskazała właśnie Niemkę, która listę światową otwierała przez rekordowe 377 tygodni.
"Chciałabym porozmawiać o jej mentalności i o tym, jak sobie poradziła, gdy nagle stała się najlepszą zawodniczką na świecie i jak się z tym czuła na co dzień" – przyznała Polka.
W 2005 roku Clijsters wracała po kontuzji, startowała jako 133. zawodniczka światowego rankingu, a w finale w trzech setach pokonała Lindsay Davenport. Na Florydzie z kolei w decydującym spotkaniu wygrała z Marią Szarapową. W obu turniejach nie była rozstawiona, musiała walczyć od 1. rundy i do tytułu potrzebowała siedmiu zwycięstw.
"Po operacji nadgarstka miałam dużo czasu na refleksję. W moim życiu nastąpiło wtedy wiele zmian. Byłam podekscytowana powrotem na korty, miałam olbrzymi głód gry, a pierwsze zwycięstwa dodały mi pewności siebie" – wspominała Belgijka.
Jak dodała, skupiała się na drobiazgach.
"To samo jadłam, tak samo trenowałam, tak samo się regenerowałam. Takie uporządkowanie, nawet rutyna, bardzo mi wówczas pomogło. Dzięki temu czułam się spokojna" – oceniła.
Tenisowa wiosna osiem lat temu należała do Azarenki, która w Indian Wells w finale pokonała ówczesną liderkę rankingu Serenę Williams, a w Miami nie dała szans Swietłanie Kuzniecowej.
"Włożyłam mnóstwo pracy, by przygotować się do tego miesiąca dobrej i konsekwentnej gry" – zaznaczyła wówczas Białorusinka.
O tym, jak trudne to wyzwanie świadczy, że oprócz czterech przypadków z kobiecego touru wśród mężczyzn sześć razy się zdarzyło, że imprezy w Kalifornii i na Florydzie miały tego samego zwycięzcę.
Dla porównania, na czele istniejącego w obecnej formie od 1975 roku rankingu światowego było do tej pory 29 tenisistek, a 56 różnych zawodniczek triumfowało w tym czasie w turniejach Wielkiego Szlema.
Co sprawia, że wygranie w Indian Wells i Miami jest tak trudne?
"Myślę, że dostosowanie się do nowych warunków, bo jest ogromna różnica między Indian Wells a Miami. Oczywiście poza tym trzeba utrzymywać wysoki poziom gry i mieć naprawdę świetną passę" – oceniła Świątek.
A po triumfie w Kalifornii zwycięzca musi się natychmiast przestawić na inne warunki atmosferyczne, inne korty, piłki i uporać się ze zmęczeniem podróżą oraz zmianą czasu, bo różnica między dwoma południowymi zakątkami Stanów Zjednoczonych wynosi trzy godziny.
W aurze zasadniczą różnicą jest wilgotność. Powietrze na kalifornijskiej pustyni jest suche; w miesiącu o największej wilgotności – grudniu – jej poziom sięga około 30 proc. Najmniej wilgotnym miesiącem w Miami jest właśnie marzec, ale wskaźniki oscylują w granicach 56 proc. Miami jest też położone znacznie niżej względem poziomu morza niż Indian Wells.
Zdaniem wielu zawodników, korty w Indian Wells są bardzo wolne, jak na twardą nawierzchnię, a szybkość piłek jest zbliżona do tej z paryskiej "mączki" na French Open. Piłki w Miami latają dużo szybciej, inna jest specyfika obiektów i publiczności – mówiąc najkrócej, z kameralnych warunków w Kalifornii trzeba się dostosować do hałaśliwej Florydy.
Obie lokalizacje dzieli ponad cztery tysiące kilometrów, niemal dokładnie tyle, ile z Warszawy na... biegun północny bądź z Kijowa do Lizbony.
Jak trudno sobie poradzić z tymi zmianami pokazuje wiele przykładów zawodniczek i zawodników, którzy daleko docierają w Indian Wells, po czym błyskawicznie kończą przygodę w Miami.
Świątek w 2022 roku w Kalifornii rozkręcała się powoli, pierwsze trzy mecze wygrała w trzech setach, a dopiero później nabrała pewności i rozpędu. W finale, jak w tym roku, nie dała szans Greczynce Marii Sakkari.
Po tym, co stało się później na Florydzie, wyglądało to na rozgrzewkę, bo przez korty Miami Gardens przeleciała niczym huragan, nie tracąc seta, a z trzema rywalkami udało jej się wygrać partie 6:0.
Teraz już w "tenisowym raju", jak Amerykanie ze względu na otoczkę określają turniej w Indian Wells, zaczęła z wysokiego pułapu. Sześć pojedynków, w których nie straciła seta, a oddała przeciwniczkom tylko 21 gemów. Jej mecze trwały średnio niewiele ponad godzinę.
Świątek i jej team szybko przenoszą się na Florydę, gdzie turniej rusza już we wtorek, choć liderka rankingu – podobnie jak pozostałe 31 rozstawionych – zacznie zmagania od 2. rundy, czyli w czwartek lub piątek. Na razie zamierza sobie chwilę odpocząć od tenisa.
"Na pewno liczę na kilka dni wolnego w Miami, chociaż pewnie będą tylko dwa, bo na więcej nie możemy sobie pozwolić. Mamy wynajęty fajny apartament przy plaży, więc na pewno pójdę na plażę i odpocznę" – zaznaczyła po triumfie w Indian Wells.
Udział w Miami Open może zacząć od pojedynku z... Magdaleną Fręch, o ile ta upora się w 1. rundzie z Włoszką Camilą Giorgi.