Dziewięć godzin do zwycięstwa – Iga Świątek w ćwierćfinale po wygranej z Muchovą
W tytułach dzieli je niemal wszystko – Karolina Muchova wygrała dotąd tylko jeden turniej, Polka ma już 15. Niemniej, to Czeszka wygrała z Polką dwukrotnie, a pierwszą porażkę zaliczyła dopiero w pamiętnym finale Rolanda Garrosa sprzed dwóch miesięcy. Jej wszechstronności boją się wszystkie rywalki i gdy tylko łapie swój rytm, potrafi narzucić warunki, którym wyjątkowo trudno sprostać.
6:1, ale walka wyrównana
W czwartkowym meczu 1/8 finału w Montrealu pierwszy gem wydawał się przyjść za wcześnie dla Czeszki – ani się obejrzała, a oddała go bez punktu. Zreflektowała się dopiero w drugim, gdy Iga Świątek wydawała się pewnie zmierzać po przełamanie. Odbudowała pozycję, zapunktowała asem i obroniła pierwszego break pointa.
Zdążyła pokazać różnorodność i kreatywność trudną do odczytania. Faworytka sama musiała wkrótce przejść do defensywy. W trzecim i piątym gemie Muchova miała po dwa break pointy i za każdym razem Świątek broniła fantastycznie, utrzymując wysoką skuteczność pierwszego podania. Trudno uznać to za zaskakujące, za to niespodzianką był fakt, że pierwsze przełamanie dla Polki przyszło po błędzie podwójnym Muchovej.
To cena gry na wysokim ryzyku – Karo jest znana z bezkompromisowych rozwiązań, które wymagają perfekcji. Gdy jednak wychodzą, publiczność ma co fetować. W pierwszym secie sporo ozdobników zaoferował widzom szósty gem, w którym zawodniczki oszukiwały się nawzajem i imponowały precyzją, trafiając w kort, gdy wydawało się, że nie dadzą rady. Sześciokrotnie stan wracał do 40:40, ale ostatecznie Świątek wygrała, wychodząc na 5:1 po drugim przełamaniu. Seta Polka zamknęła pewnie, opierając się na celnym i mocnym podaniu.
Nerwy dają wyrównanie Muchovej
O ile pierwszy set zaczął się jednostronnie, o tyle w drugi obie rakiety weszły na pełnych obrotach, walcząc o wydarcie gema rywalce. Chwilami Świątek od opałów ratowały tylko niewymuszone błędy Czeszki. Widzowie mogli nacieszyć oczy wyjątkowo szybką i długą wymianą z drugiego gema czy błyskawiczną walką przy siatce w trzecim, a każdy kolejny trafiał na konto podającej.
Sytuacja zmieniła się dopiero w czwartym, w którym zestresowana Świątek dała się przełamać bez punktu. Rozkładająca ręce i głośno krzycząca Polka to sygnał, że dzieje się coś złego. Tylko dwa oczka w dwóch gemach, gwałtowny spadek skuteczności i ewidentne stało się, że mecz wszedł w rytm nadawany przez Muchovą.
Po wielkiej pracy i szczypcie farta liderka rankingu zredukowała stratę do dwóch gemów (2:4). Rywalka wciąż chciała grać swoje, jednak w siódmym gemie ręka jej zadrżała – przy przewadze Świątek popełniła błąd i oddała przełamanie. Niestety, wciąż jeszcze niesiona emocjami Polka nie utrzymała podania, zaliczając pierwszy w meczu podwójny błąd. Nerwy udzieliły się również bardziej doświadczonej Muchovej, gdy Świątek stykowymi piłkami po linii nie dała jej wygrać gema, a całości dopełnił kolejny błąd serwisowy Czeszki. Seta zapisała jednak na swoim koncie, gdy w gemie nr 10 Świątek nie wywalczyła choćby punktu.
Finał wart wyczekiwania
Jakby w celu ostudzenia emocji Igi Świątek, nad Montrealem pojawiły się chmury i zaczęło padać. Przerwa trwała ponad trzy godziny i mecz udało się wznowić przy garstce widzów dopiero o 23:50 polskiego czasu. Jeśli otwierający gem miał coś sugerować, to powróciły błędy Muchovej, Iga odzyskała spokój. Polka przełamała Czeszkę na wejściu, a punkty zawdzięczała i swojej precyzji, i potknięciom rywalki.
Po pierwszym gemie nastąpiła kolejna dwugodzinna przerwa, a rywalki powróciły na osuszoną w pocie czoła nawierzchnię dopiero przed 3 w nocy, ponad osiem godzin po rozpoczęciu meczu. Raz jeszcze przerwa zdawała się sprzyjać Polce – wyszła skupiona i sprawnie zamknęła swojego gema, wychodząc na 2:0.
Muchova pewnie utrzymała swoje podanie, a przy serwisie raszynianki wypracowała dwa break pointy. Świątek posłała więc dwa asy – jednego na zewnątrz, drugiego środkiem – by następnie domknąć gema po szybkich, efektownych wymianach. Wyjście na 3:1 otworzyło przed Igą szansę na drugie przełamanie. I choć nie udało się, to obie tenisistki stworzyły wybitne widowisko, podnosząc sobie nawzajem poprzeczkę raz za razem, jakby na przekór meczowi wchodzącemu w dziewiątą godzinę.
Gemy wygrywane przy swoim podaniu nie przychodziły łatwo, za to w imponującym stylu, przy rzadkich już niewymuszonych błędach. Tak doszły do stanu 5:4 dla liderki rankingu, która utrzymała maksymalną koncentrację i nie oddała już choćby punktu!
Zatem pierwszy w karierze ćwierćfinał w Montrealu stał się faktem, nawet jeśli trzeba było na korcie spędzić cały dzień. A do tego Polka wywalczyła gwarancję utrzymania pierwszego miejsca WTA po zakończeniu turnieju.