Jelena Ostapenko zgasiła Badosę i czeka w półfinale na Świątek lub Rybakinę
Pierwszy środowy ćwierćfinał WTA w Rzymie miał swoją dramaturgię. Paula Badosa, ostatnio ponownie na fali wznoszącej, udowodniła swoją siłę, wygrywając intensywny pojedynek z Karoliną Muchovą dzień wcześniej. Teraz mierzyła się jednak z jedną z najbardziej nieprzewidywalnych zawodniczek, Jeleną Ostapenko, która była po nierównym, ale zwycięskim meczu z Darią Kasatkiną.
Łotyszka zaczęła wyjątkowo solidnie. Co prawda na przełamanie Badosy w pierwszym gemie Hiszpanka odpowiedziała tym samym, ale później to Łotyszka dominowała, dochodząc do stanu 5:1, przy którym powrót Badosy okazał się niemożliwy.
Ostapenko jest jednak znana z różnych oblicz, to swoisty Doktor Jekyll i Pan Hyde. Na początku drugiego zawodniczki szły równo, jednak przełamanie w czwartym gemie pozwoliło Badosie uciec na 4:1 i tym razem to Łotyszka nie mogła znaleźć sposobu.
Na szczęście dla niej, Doktor Jekyll z bardzo silnym uderzeniem i beliztośnie precyzyjnym celownikiem powrócił i Ostapenko szybko przełamała przeciwniczkę, doprowadzając do remisu 4:4. Presja spoczywała na Hiszpance, której nie brakło zimnej krwi i determinacji. Swojego gema serwisowego wygrała 40:15, a w dziesiątym zamknęła seta, przełamując Ostapenko ponownie.
Gra w kotka i myszkę była kontynuowana w trzecim secie. Ostapenko przełamuje pierwsza i prowadzi 2:0, po czym w niewytłumaczalny sposób słabnie i pozwala Badosie na powrót do gry, a następnie przyspiesza ponownie i mamy kolejnego breaka. Badosa była całkowicie zależna od występu Łotyszki i robiła wszystko, co w jej mocy, aby ograniczyć szkody.
Ale nie mogła już zatrzymać łotewskiego tornada. Jelena Ostapenko trafiła 41 winnerów i wygrała 6:2, 4:6, 6:3 przy podaniu rywalki. Po raz pierwszy znalazła się w ostatniej czwórce turnieju w Rzymie i czeka ją spotkanie z Igą Świątek lub Eleną Rybakiną. Ale na tym poziomie może patrzeć dalej w przyszłość.