Wolf miał więcej atutów, Hurkacz zasłużenie żegna się z Rzymem
Deszczem, chłodem i opóźnieniami przywitał Huberta Hurkacza Rzym w sobotę. Nie najlepsze powitanie, zwłaszcza po porażce w deblu dzień wcześniej. Rywalem w pierwszym meczu turnieju singlowego był Amerykanin, Jeffrey John Wolf. Dotąd zawodnicy nie grali ze sobą i choć młodszy rywal jest notowany znacznie niżej od wrocławianina (54.), to nie przyjechał do Rzymu odpaść po pierwszym czy drugim meczu.
Obaj tenisiści weszli w mecz solidnie, pewnie wygrywając własne gemy serwisowe. Hurkacz nie bał się podbiegać pod siatkę i próbował różnych zagrań, by sprawdzić rywala. Wolf pokazywał sporą siłę, ale z trudem ugrywał cokolwiek, gdy był zdany na swój return. W pierwszych trzech gemach Hurkacz oddał mu tylko trzy punkty.
Momentem zwrotnym okazał się niestety finisz ósmego gema, w którym dwa niewymuszone błędy najlepszego polskiego tenisisty doprowadziły do przełamania. Amerykanin złapał przewagę nie tylko na tablicy wyników (5:3), ale i w głowie. W kolejnym gemie co prawda Hubi zdołał doprowadzić do stanu 40:40, ale to Amerykanin potężnymi zagraniami wypchnął reprezentanta Polski spod linii aż w okolice band, skąd nie miał szansy zagrozić Wolfowi. Ten seta skończył przy drugim podejściu.
Mniej doświadczony rywal zdawał się zyskiwać siłę kosztem Hurkacza, przełamując Polaka ponownie już w pierwszym gemie drugiej partii. Zdecydowanie szybciej poruszał się na korcie i utrzymywał inicjatywę, wygrywając w sumie pięć gemów z rzędu. Dopiero przy stanie 2:0 wrocławianin dał mu odpór, zgarniając swojego gema asem i łapiąc oddech.
Hubi ponownie asem zwieńczył piątego gema, ale o przełamaniu Amerykanina nie było wciąż mowy. Bez tego każdy kolejny gem przybliżał tylko Polaka do porażki. Wiedząc o tym, wrocławianin w szóstym gemie lepiej czytał intencje przeciwnika, wychodząc na prowadzenie z wyraźną ulgą. Wolf odpowiedział trzema świetnymi wejściami pod siatkę. Choć nie powinno, to zaskoczyło Hurkacza i pozwoliło wyrównać walkę o gema, najdłuższą w całym meczu. Polak niestety nie doszedł nawet do break pointu, wciąż grając na warunkach dyktowanych przez Amerykanina.
Kolejne trzy gemy konsekwentnie wygrywali serwujący. Siódmy był pokazem siły Hurkacza, w ósmym ponownie sporo brakło do przełamania rywala, a w dziewiątym 25-latek wyszedł na 4:5, zostawiając losy meczu na dziesiątego gema. W tym jednak niepodzielnie panował Wolf, który błyskawicznie wyszedł na 40:0. Miał trzy piłki meczowe, ale wystarczyła mu jedna.
Amerykanin mógł się podobać, Hurkaczowi brakowało inicjatywy, jakby zaskoczyła go klasa rywala. J. J. Wolf zaliczył tym samym świetny debiut w Rzymie, notując drugą wygraną bez choćby zagrożenia przełamaniem, i jedno z najważniejszych dotąd zwycięstw w karierze. Jego sobotniemu rywalowi pozostały kurtuazyjne pochwały od zwycięzcy w pomeczowym wywiadzie.