Coco Gauff pokonana po raz dziesiąty, Iga Świątek z pewnym awansem do finału w Rzymie

Choć obie wciąż są bardzo młode, to rywalizacja Igi Świątek ma już długą historię, a los często kojarzy je w turniejach, by dopisywać kolejne rozdziały. Tym razem półfinał turnieju WTA w Rzymie, gdzie 15 maja 2021 spotkały się po raz pierwszy. Mimo porażek w dziewięciu z 10 meczów, Coco Gauff (3. WTA) odważnie zapowiadała, że czuje się bardzo pewnie. Trudno się jej dziwić – jest znana nie tylko z temperamentu, ale i wyraźnego rozwoju na korcie w ostatnich miesiącach.

Prześledź mecz Świątek - Gauff punkt po punkcie

Świetne wejście Gauff i fatalny finisz

Po niebywałej intensywności pojedynku Hurkacza i Paula, pojawienie się Igi Świątek i Coco Gauff na korcie centralnym w Rzymie przyniosło kompletną zmianę dynamiki. Mocny serwis w przypadku obu zawodniczek wymagał początkowo lekkiego dostrojenia i choć to Świątek krótko po starcie miała dwa break pointy, pierwsze przełamanie należało do Gauff. Po dwóch gemach Amerykanka prowadziła 2:0, decydujący punkt zdobywając efektownym lobem. 

Raszynianka spokojnie odrobiła stratę, ale widać było, że nie przyszło łatwo: gdy wypracowała 30:0 forhendem po linii w piątym gemie, aż krzyknęła z radości. Swoje podanie Polka wygrała i szukała przełamania przy pierwszej okazji, jednak w kluczowych momentach Gauff pozostawała precyzyjna. Właśnie ten element ewolucji – dojrzałość i odpowiednie skanalizowanie emocji – czynią ją coraz niebezpieczniejszą. 

Jeśli ktoś lepiej wszedł w pierwsze gemy, była to stanowczo Amerykanka. I dopiero w dziewiątym okazało się, że pod powierzchnią wciąż zbytnio buzuje. Prowadziła 40:0 i po nieudanym skrócie gem zaczął się wymykać. Za drugim razem przełamanie i to jak? Po dwóch podwójnych błędach serwisowych. 20-latka musiała mierzyć się ze swoimi nerwami, ale i z idealnie już punktującą Polką, która popisowo rozegrała finałowego gema, nie oddając choćby punktu. Gdy Coco zwiesiła ramiona po perfekcyjnym obiciu linii, z ust Polki wydobyło się głośne "jazda!".

Znów słabość Coco (dopiero) w końcówce

Druga odsłona rozpoczęła się od gromkich owacji po pierwszej wymianie, w której obie zawodniczki stworzyły widowisko. Agresywnie uderzająca spod siatki Gauff dała się minąć po przekątnej i znów spuściła głowę. Gema jednak wygrała, a Candi Gauff z boksu przypominała jej, by zachowała cierpliwość. Chwilę po poradzie Amerykanka asem wyszła na 2:1. 

Gra Amerykanki musiała się podobać – siła uderzeń, zmienność rytmu, zagrań i kierunków szły w parze z próbami czytania intencji faworytki. Jednak odczytanie zamiaru to jeszcze nie udana odpowiedź, o tym przekonała się Gauff, gdy broniąc się przed przełamaniem wyrzuciła piłkę o milimetry za linię, przegrywając gema na 2:3. Rywalka szukała ataku na odrobienie straty, lecz i obrona Świątek była imponująca – dwukrotnie w kuckach mierzyła się z petardami Gauff, by wyjść na 4:2. 

Każda piłka ważyła coraz więcej po stronie 20-latki, gdy musiała bronić się przed kolejnym przełamaniem. Gniewnie wymazała pierwszy break point, później drugi, ale miała poważny problem: jej ostre serwisy napotykały na nie łatwiejszy return. Po żmudnej walce wyszarpała najdłuższy gem w meczu, ale nawet podwójny błąd Świątek na wagę break pointu nie przybliżył Coco do odrobienia straty. Punkty zaczęły błyskawicznie uciekać Amerykance i przy returnie, i przy swoim podaniu. Forhendem na zewnątrz Polka wywalczyła break point na wagę meczu, a rywalka wyrzuciła, notując kolejny słaby moment na finiszu.