Król tie-breaków ma się dobrze, Hurkacz właśnie wygrał dwa kolejne
Po wyjątkowo przygnębiających rozstrzygnięciach poniedziałku, z pewnym niepokojem wyczekiwaliśmy na rozpoczynający wtorkowe zmagania pojedynek Huberta Hurkacza (7. ATP) z Timofiejem Skatowem (188. ATP).
Jasne, Kazach z zawodnikami ze ścisłej czołówki na co dzień nie gra, a ostatnio na pierwszej rundzie skończył przygodę z challengerem w Kozerkach, ale ma też w miarę świeży skalp Tallona Griekspoora z Bastad, a w Nowym Jorku miał już trzech pokonanych rywali na koncie, w trakcie kwalifikacji. Do tego Hurkacz wraca do cyklu rozgrywek po operacji, pojawił się na korcie pierwszy raz od kreczu w Cincinnati.
Bardzo łatwy pierwszy krok
Na szczęście po wrocławianinie kompletnie nie było widać niedawnych problemów ze zdrowiem, wszedł w mecz z typowym dla siebie, piorunującym serwisem i w mniej niż dwie minuty wygrał gema. Ten obrazek powtarzał się niemal do końca, ponieważ tylko w jednym gemie Polaka Skatow zdołał ugrać więcej niż punkt. Miał nawet break pointa, ale serwis nie zawodził i Hurkacz seta wygrał 6:3, uzyskując kluczowe przełamanie za piątym podejściem.
W drugim Kazach postawił tamę
Szybki początek wymusił na Kazachu zmianę w grze: zdecydowanie poprawił serwis, jego forhend zyskał na ostrości dzięki lepszemu doborowi kierunku, a przede wszystkim Skatow znacząco ograniczył liczbę błędów własnych, przez co 27-latek nie mógł myśleć o przełamaniu. Gdy Hurkacz próbował urwać gema na 4:3, 23-latek obronił się i odpowiedział nie mniej zuchwale – jego tenis był zdecydowanie lepszy i nic już nie przychodziło Polakowi łatwo. W takich sytuacjach temat przełamania ucinały asy Hurkacza (4:4).
Wrocławianin docisnął Skatowa w dziewiątym gemie i pojawił się break point. Kazach walczył, ale nieudana próba skrótu wydawała się kosztowna – stracił podanie. Nic się nie stało, ponieważ zaskakująco słaby gem Polaka umożliwił rywalowi odrobienie straty. Hurkacz miał kolejny break point, z którym przeciwnik sobie poradził.
Ponieważ wrocławianin nie pozwolił sobie zagrozić przy własnym podaniu, konieczny okazał się tie-break. W nim zwycięski return dał pierwszego mini breaka Polakowi, Kazach odrobił i ponownie oddał przewagę prostym błędem. Nadrobił świetnym forhendem, by ponownie wypuścić z rąk punkt przy swoim podaniu. Niewymuszony błąd był już ostatnim – później Hurkacz niczego już mu nie oddał, wygrywając 7-4.
Drugi tie-break też dla Hurkacza
Seta na koncie wciąż nie miał, ale Timofiej Skatow wydawał się dalej rozpędzać. Nie bał się ruszania pod siatkę (i słusznie, to Hurkacz miał z tym elementem problemy) i wywalczył stan 40:40. Polaka obronił serwis. Kazach wyrównał, po czym w piątym gemie osiągnął upragniony cel: potężnym smeczem przełamał Polaka. Ale kto smeczem wojuje, od smeczu ginie, można by powiedzieć. Próba kolejnego przy obronie break pointa poszła w siatkę i Skatow na własne życzenie stracił przewagę (3:3).
Kazach atakował dalej, zwycięsko przeszedł przez swojego gema, kontrował wrocławianina w dziewiątym, a coraz lepszy serwis pozwolił mu obronić się przy 5:5. Polak nie oddał nawet punktu w kolejnym gemie, ale i sam nie zdołał – mimo efektownej walki – uniknąć tie-breaka.
Hubi rozpoczął od świetnego serwisu, skorzystał z błędu rywala i bardzo szybko miał 4-1. Chwilę później podcinką skłonił Skatowa do wyrzucenia piłki na wagę drugiego mini breaka, tym samym Polak zapewnił sobie piłkę meczową przy swoim podaniu. Pierwszą zmarnował, z drugiej skorzystał i ma drugą rundę. W niej zmierzy się z Jordanem Thompsonem, który również bez straty seta rozprawił się z przeciwnikiem.