Linette i Fręch żałują niewykorzystanych szans w pierwszej rundzie Wimbledonu
Linette, 44. w światowym rankingu, od początku toczyła wyrównaną walkę z 21. na liście WTA Jeliną Switoliną. W pierwszej partii jako pierwsza miała trzy break-pointy przy serwisie Ukrainki, nie wykorzystała jednak żadnego z nich i przegrała 5:7.
Drugiego seta Linette wygrała 7:6 (11-9), ale w trzecim uległa 3:6. Spotkanie trwało dwie godziny i 38 minut.
"Czuję niedosyt, bo miałam szanse i nie wzięłam ich. Miałam je zwłaszcza na samym początku. Kiedy grasz z kimś takim Jelina musisz walczyć o każdy punkt i tych szans jest mało, więc tym bardziej trzeba je wykorzystywać" - powiedziała Linette.
To trzecia z rzędu wielkoszlemowa impreza, w której 32-letnia poznanianka odpada już w pierwszej rundzie. W Australian Open skreczowała z powodu kontuzji, a we French Open przegrała z rozstawioną z numerem 17. Rosjanką Ludmiłą Samsonową.
"Nie mogę powiedzieć, że nie jestem przyzwyczajona do porażek w pierwszej rundzie. Najbardziej frustruje mnie chyba to, że grałam całkiem fajny tenis, ale nie ma nagrody" - przyznała.
W trakcie losowania wielkoszlemowych drabinek nierozstawione zawodniczki, jak Linette w Paryżu i Londynie, mają równe szanse, aby trafić na rywalkę rozstawioną lub nierozstawioną. Polka nie szuka jednak wymówek w braku szczęścia.
"Jestem tam przyzwyczajona do moich drabinek, że jak trafiłam na Jelinę, to powiedziałam, że to całkiem niezłe losowanie. Mogłam trafić na Igę (Świątek - red.), więc mogło być dużo gorzej. Staram się więc na to nie patrzeć. Taki mecz jest oczywiście bardzo trudny, ale może potem bardzo otworzyć drabinkę, więc staram się myśleć w ten sposób" - podkreśliła.
"Z Jeliną wygrałam już tutaj (w 2. rundzie Wimbledonu 2021 - red.), wiedziałam, że będzie bardzo trudny mecz, ale zdawałam sobie sprawę, że będą szanse i były, tylko ich nie wzięłam, niestety. To boli, a nad drabinkami się nie zastanawiam, bo bywały gorsze i mogła być gorsza" - dodała.
58. w rankingu Fręch natomiast przegrała z rozstawioną z numerem 20. Brazylijką Beatriz Haddad Maią 5:7, 3:6 po blisko dwóch godzinach.
26-letnia łodzianka szans nie wykorzystała przede wszystkim w drugim secie. Dobrze w nim serwowała, ale w drugim i szóstym gemie nie wykorzystała łącznie pięciu break pointów. Wyjątkowo obiecująco zaczął się gem szósty, w którym prowadziła już 40-0. Pięć kolejnych piłek wygrała jednak Haddad Maia.
Podbudowana wyjściem z opresji Brazylijka całkowicie przejęła kontrolę. Wygrała trzy następne gemy, a spotkanie zakończyła wykorzystując trzecią piłkę meczową.
"Zaważyło dosłownie kilka piłek. Wiadomo, że jest niedosyt. Na mecz wychodzę, żeby go wygrać i chciałabym grać dalej. Było parę szans na to, żeby wrócić, żeby przełamać. Nie wykorzystałam tego i się zemściło" - oceniła Fręch.
Polki nie żegnają się jeszcze z Londynem. Obie zagrają w deblu, Linette w parze z Amerykanką Peyton Stearns, a Fręch z Katarzyną Kawą.