Valencia nad przepaścią po porażce z Atletico
Gdy obaj grali na boisku, Ruben Baraja tylko raz przegrał z Diego Simeone. Teraz, gdy spotkali się w roli trenerów dwóch wielkich hiszpańskich klubów, każdy z nich startował z zupełnie innej pozycji. Atletico Madryt do sobotniego meczu podchodziło z tylko jedną porażką w lidze od grudnia, podczas gdy Valencia od 11 meczów wyjazdowych nie urwała choćby punktu i jest zagrożona spadkiem.
W hiszpańskiej prasie wyjazd Los Che do Madrytu był określany jako wizyta u dentysty. I choć pacjent nie zamierzał się podporządkować, to gospodarze wyciągnęli naprawdę ostre wiertła. Giorgi Mamardashvili napracował się przy zatrzymaniu wspólnego wysiłku Depaya i Llorente, za to nie znalazł sposobu na uderzenie Antoine’a Griezmanna z 23. minuty. Nic zresztą dziwnego, nikomu Francuz nie strzelił tylu bramek, co właśnie Valencii.
Nie minęło jednak 10 minut, a to gospodarze mieli kłopoty. Wyrównał Hugo Duro, jednak jego bramkę unieważnił VAR. Do przerwy kolejnych mocnych uderzeń nie było, za to po niej gospodarze z Metropolitano ruszyli z kopyta. Kooperacja Rodrigo de Paula z Carrasco skończyła się golem tego drugiego i niemal przesądziła losy 17. z rzędu meczu przeciw Valencii bez porażki.
Valencia za to śrubuje inny rekord – najdłuższej w LaLidze passy porażek na wyjazdach. Pomógł jej w tym wspomniany już Griezmann, który rozpoczął kontrę z 67. minuty. To właśnie po niej ustalony został wynik meczu, po pewnym wykończeniu Lemara.
I choć kibice Atleti mieli w tym sezonie na co narzekać (blamaż w Europie, pożegnanie z Copa del Rey czy runda jesienna w lidze), to w sobotę widzieli zespół, z jakiego mogą być dumni. Ostatnie mecze pozwoliły madryckiej ekipie umocnić się za plecami Barcelony i Realu. W niedzielę Atleti mogą komfortowo rozsiąść się przed telewizorami i oglądać El Clasico, podczas którego ktoś musi stracić punkty...