W sobotę bitwa niepokonanych za plecami Bayernu
Kiedy wygrywali mecze jesienią, prorokowano im szybką zniżkę formy i powrót do bliższych oczekiwaniom wyników. Tymczasem Union Berlin kontynuuje swoją sensacyjną serię, dzięki której są zaledwie punkt za Bayernem Monachium w tabeli Bundesligi. Zespół Ursa Fischera wciąż zaskakuje, pozostając w grze o mistrzostwo, Puchar Niemiec i trofeum Ligi Europy.
Od początku roku defensywa Żelaznych pozwoliła strzelić tylko trzy bramki w czterech meczach ligowych, a stałość formy sprawiła, że mówi się o grze w Lidze Mistrzów po letnim wznowieniu rozgrywek.
Bramkarz Frederik Ronnow również jest – statystycznie – w ligowym czubie, zatrzymawszy prawie 80 proc. strzałów na bramkę, więcej od wszystkich ligowych rywali. Dzięki temu klub jest już na początku lutego tylko o punkt od realizacji głównego celu: zebrania 40 oczek w tabeli Bundesligi, by mieć zapewnione utrzymanie. Dopiero po osiągnięciu tego kryterium klub podejmie decyzję o podniesieniu oczekiwań.
Nawet bez zaskakującej formy Unionu spotkanie z RB Lipsk miałoby swoje podteksty. Union to w końcu jeden z tzw. klubów kultowych, o skrajnie tradycyjnej społeczności kibiców i zarządzaniu dyktowanym ich oczekiwaniami. Lipsk reprezentuje wszystko to, przeciw czemu kibice Żelaznych się opowiadają: gwałtowną komercjalizację i budowę brandu piłkarskiego jako wehikułu do promocji innych produktów.
To jednak aspekt pozasportowy, o którym na odprawach przedmeczowych trenerzy mówić nie będą. Marco Rose nie musi zresztą przekonywać swoich piłkarzy, że na Union trzeba uważać, skoro berlińczycy zajmują miejsce przed sezonem zarezerwowane dla nich.
Lipskowi nie brakuje atutów, w końcu w Bundeslidze nie przegrali od połowy września. Tyle że zgubili punkty na remisach w ostatnich meczach i stracili impet. Właśnie przez to w tabeli ligowej obecnie spadli tuż za podium i to nie do nich należy przewaga psychologiczna przed 20. kolejką. Nic zresztą dziwnego, z pięciu ostatnich meczów z Unionem przegrali aż cztery.
Jeśli w sobotę uda im się odesłać berlińczyków bez punktów, dogonią ich w tabeli i tylko Bayern będzie miał mniej porażek od nich. Bawarczycy tego samego dnia będą mierzyć się z trudnym do przewidzenia VfL Bochum, które potrafi strzelać i tracić bramki hurtem, a w grze o czołowe lokaty po weekendzie pozostaje Borussia Dortmund, której rywalem będzie Werder Brema.