Wielkie święto w Łodzi, ŁKS wygrywa na 115. urodziny Króla
Przed niedzielnym hitem tak Łódzki KS, jak i Arka Gdynia miały szansę dogonić punktowo Puszczę Niepołomice. Pod jednym tylko warunkiem: trzeba było wygrać. Ponieważ Puszcza swój mecz w tej kolejce zagra dopiero jutro, zrównanie się z nią (Arka) lub jej wyprzedzenie (ŁKS) i tak może trwać krótko.
Ale poza symbolicznym wymiarem oba zespoły rywalizują o awans do PKO Ekstraklasy i nie mogą sobie pozwolić na tratę punktów. Zatem klasyczny mecz „o sześć punktów” między dwiema uznanymi markami polskiej piłki. ŁKS bez ligowej porażki od końca sierpnia, a Arka przyhamowana stratą punktów w aż trzech z pięciu ostatnich pojedynków ligowych.
Na trybunach było głośno, ponieważ kibice tłumnie stawili się wspierać swój zespół (11 005 osób). Jednak zanim ostatni widzowie rozsiedli się na swoich krzesełkach, Arka Gdynia objęła prowadzenie. Akcja ruszyła już w 1. minucie meczu i wychodzący idealnie Omran Haydary zmieścił piłkę nad położonym już bramkarzem.
Nie tak miał się zacząć mecz celebrujący 115. rocznicę narodzin Władysława Króla, najwybitniejszego strzelca ŁKS-u (95 goli na najwyższym szczeblu rozgrywek). Gdy kibice na tzw. Galerze rozciągnęli efektowne sektorówki nad głowami, w 28. minucie tuż pod ich sektorem sędzia odgwizdał rzut karny dla Arki po dotknięciu piłki ręką. Do piłki podszedł ponownie Haydary, ale strzelił źle i Alexander Bobek odbił piłkę. Na trybunach ryk zadowolenia, a po chwili sporo dymu:
ŁKS odzyskał wiarę i ruszył na przyjezdnych. W 35 minucie z rożnego doskonale dośrodkował Michał Trąbka, piłkę głową przeciął Monsalve i był już remis 1-1. Po zmianie stron ŁKS ponownie zaczął z pazurem. W 53. minucie Szeliga nieznacznie minął bramkę gości, a poprawka w 65. minucie wyszła mu już bez pudła.
Choć Arka walczyła, widać było wyraźnie, po czyjej stronie jest przewaga psychiczna. ŁKS niesiony dopingiem i swoim powrotem po wczesnych problemach nie ustał aż do samego końca. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry Stipe Jurić zdołał wyjść sam na sam z bramkarzem, wbijając bramkę obok ręki Krzepisza. Miało być święto i było święto, w Łodzi 3-1 i przynajmniej doba na pozycji lidera Fortuna 1 Ligi.