Wisła Płock ucieka Cracovii po pięknym golu Wolskiego
Przed drugim i ostatnim meczem PKO Ekstraklasy rozgrywanym 11 listopada w środkowej części tabeli było nienaturalnie gęsto. Trzecią Stal Mielec od dziewiątej Warty Poznań dzieliły jedynie dwa punkty, zaś będące pomiędzy nimi Wisła Płock i Cracovia spotkały się mając dokładnie po 25 oczek. Wygrana dawała więc szansę na trzecie miejsce i ucieczkę przed zbyt ciasnym peletonem.
Podobnie jednak jak w pierwszym świątecznym meczu, żadna z drużyn nie kwapiła się, by mecz otworzyć. Strzały co prawda były, ale jedynie z dystansu, jakby pole karne było "strefą no-go". A gdy już ktoś strzelał, jak Benjamin Kallman czy Kristian Vallo, to czytelnie, słabo lub niecelnie. Bramkarze obu zespołów mieli trochę ruchu, ale stresu niewiele.
Zawodnicy gospodarzy na drugą połowę wyszli nieco bardziej zdeterminowani, by otworzyć wynik. W 48. minucie kibice nawet ryknęli z radości, ale po rzucie wolnym Adam Chrzanowski trafił tylko w boczną siatkę.
Wreszcie, po ponad godzinie gry Wisła wyszła z szybką akcją dzięki niecelnemu wybiciu jednego z obrońców. Wolski zagrał do Davo, a ten dał mu moment na złapanie pozycji i odegrał piłkę. Pomocnik przymierzył i posłał potężne uderzenie pod poprzeczkę, na które Niemczycki pomimo efektownej parady mógł jedynie spojrzeć. Uderzenie zdążyło ponieść się echem po stadionie zanim kibice zaczęli świętować prowadzenie 1:0.
Cracovia próbowała odpowiedzieć, ale pozostawała nieskuteczna, a do tego zaczęły wkradać się nerwy. Panowanie nad nimi stracił Takuto Oshima, który w 80. minucie zaliczył drugą żółtą kartkę.
I choć Pasy grały w dziesiątkę, to właśnie w końcówce – w 87. minucie – Cracovia miała swoją najlepszą okazję. Benjamin Kallman uderzył na długi słupek, a Kamiński nie rzucił się do piłki. Niestety dla krakowskiego zespołu, to bramkarz miał rację – piłka nieznacznie minęła bramkę po zewnętrznej stronie.