Wynik Szachtara lepszy od gry, choć liczyli na wygraną z Feyenoordem
Do Warszawy Feyenoord przyjechał w bardzo dobrych nastrojach, wygrawszy sześć ostatnich meczów z rzędu. Rotterdamczycy są na szczycie Eredivisie i w półfinale Pucharu Holandii, zatem oficjalnie walczą wciąż o potrójną koronę, wliczając Ligę Europy. W czwartek chcieli to potwierdzić i dominowali zdecydowanie w pierwszej połowie, odbijając się bezradnie od defensywy Szachtara Donieck. Anatolij Trubin nie miał nawet wiele pracy dzięki kolegom z linii obrony.
Holendrzy nie ustawali jednak za ciosem i przed przerwą mogli wyjść na prowadzenie dzięki zawodnikowi, który powinien czuć się na polskim boisku nieźle, Sebastianowi Szymańskiemu. Pomocnik zebrał piłkę na krawędzi pola karnego i odpalił, zatrzymany jednak przez Trubina. 23-latek miał być w czwartkowy wieczór oglądany pod kątem występów w reprezentacji, więc próba była bardzo na miejscu. Polak nie rozegrał jednak pełnego meczu, zszedł po 72 minutach.
Szachtar w Warszawie co prawda nie jest do końca u siebie, ale do tego od 2014 roku zdążyli się już przyzwyczaić. Wciąż jednak Ukraińcy chcieli wypracować cokolwiek przed rewanżem w Holandii, czając się na okazję pomiędzy ofensywnymi staraniami Feyenoordu. Niecały kwadrans przed końcem regulaminowego czasu – i zupełnie wbrew przebiegowi meczu – udało się. Pierwszy strzał na bramkę oddał Jarosław Rakicki i miał niemałe szczęście, weszło od pleców!
Dla Feyenoordu to był moment osłupienia, ale natychmiast ruszyli do walki o wyrównanie. Igor Paixao posłał w 88. minucie piłkę na głowę Ezequiela Balluade, a Argentyńczyk zaliczył swoje pierwsze trafienie w barwach holenderskiego zespołu.
Przyjezdni z Niderlandów mogli nawet wyjść na prowadzenie w samej końcówce. Piłka wpadła do siatki, ale radość zatrzymała sygnalizacja spalonego po strzale Lutsharela Geertruidy. Przed rewanżem stan rywalizacji pozostaje więc wyrównany, ale – znając kibiców Feyenoordu – wypełnione De Kuip da niemałą przewagę psychologiczną.