Zmiękczona superliga, czy tym razem ma szansę?
9 lutego firma A22 Sports Management przedstawiła nowy zarys europejskiej superligi. Jak tłumaczy podpisany pod oświadczeniem dyrektor A22, Bernard Reichart, "duża większość klubów podziela zdanie, że fundamenty europejskiej piłki są zagrożone i czas na zmiany". O jakich klubach mowa? A22 twierdzi, że prowadziła "szczere i owocne" konsultacje z ok. 50 zespołami i innymi interesariuszami piłkarskimi.
Efektem konsultacji jest wizja bardziej egalitarnej superligi, w której jest miejsce nie dla kilkunastu, lecz 60-80 klubów. Liczba byłaby podzielona na 3-4 osobne ligi, więc najwyższa liga wciąż w zamyśle ma być zarezerwowana dla najlepszych drużyn. Tym razem jednak nie miałyby gwarantowanego miejsca, jak to było w pierwotnym projekcie, ale musiałyby wywalczyć je na boisku.
W grę wchodzi więc system awansów i spadków, a to w praktyce oznacza konkurencję dla całego już istniejącego systemu europejskich rozgrywek, a nie tylko Ligi Mistrzów – jak to było w projekcie z 2021. Zasadnicza różnica to system ligowy zamiast pucharowego, co daje każdemu uczestnikowi gwarancję rozegrania 14 meczów bez ryzyka szybkiej eliminacji, a więc ułatwia planowanie budżetu. Minus, o którym A22 nie wspomina? Liczba uczestników jest w takim systemie drastycznie zawężona względem obecnej piramidy.
"Nasz cel to stworzenie zrównoważonego projektu sportowego dla europejskich rozgrywek, dostępnych dla – co najmniej – wszystkich 27 krajów Unii Europejskiej możliwie szybko po otrzymaniu rozstrzygnięcia" – mówi Reichart, mając na myśli oczekiwaną decyzję TSUE w sprawie organizacji rozgrywek.
Jego firma oraz stojące za inicjatywą kluby (Real Madryt, Barcelona i Juventus jako jedyne oficjalnie obstają przy projekcie – przyp. red.) liczą, że trybunał przyzna im rację i pozbawi UEFA monopolu na organizację rozgrywek.
Dekalog marketingowych obietnic
A22 Sports Management zaprezentowała dekalog, na którym miałby się oprzeć nowy system rozgrywek. W pierwszym punkcie pojawia się zasada otwartości i merytokracji, jednak z pominięciem informacji, że proponowany system byłby znacznie mniej otwarty w porównaniu do obecnego prowadzonego przez UEFA, który dopuszcza 96 klubów na trzech szczeblach. Z punktu widzenia krajów peryferyjnych piłkarsko, jak Polska, oznacza to jeszcze trudniejszy dostęp do rozgrywek.
W dalszych punktach pojawiają się sprawiedliwy podział zysków, zdrowie piłkarzy, komfort kibiców, rozwój kobiecej piłki, poszanowanie prawa czy wpłaty solidarnościowe dla zespołów nieuczestniczących. W niemal każdym z tych punktów brakuje jednak konkretu. Jedynie deklarowana wysokość wypłat solidarnościowych (400 milionów euro) może robić wrażenie. Niestety, bez precyzyjnych zasad dystrybucji trudno przesądzać o solidarności przy podziale.
Przeciwnikom nie odebrano argumentów
Jako jeden z pierwszych zagorzałych wrogów prywatnego europejskiego projektu głos zabrał Jorge Tebas, prezydent hiszpańskiej LaLigi. "Super Liga jest wilkiem, który dziś próbuje przebrać się za babcię i zmylić europejską piłkę. Ale jego nos i zęby są bardzo duże" – napisał Tebas na Twitterze. "Cztery ligi europejskie? Oczywiście pierwsza dla nich, jak w reformie z 2019. Rządy w rękach klubów? Oczywiście tylko tych wielkich" – kontynuuje.